Meteor Garden - pierwsza obejrzana przeze mnie chińska drama w życiu. Serial, który kocham i którego nienawidzę jednocześnie. Mam do niego ogromny sentyment, gdyż dawno żaden nie wywołał u mnie tylu skrajnych emocji, od piszczenia z radości i machania nogami, niczym mój Pikuś ogonkiem, gdy daję mu przysmaczek, przez wzburzenie tak silne, że poduszki latały po pokoju (cud, że telewizor przetrwał), do płaczu, ale to takiego potężnego (bardziej na tamtą chwilę płakałam tylko podczas Moon Lovers). Istny emocjonalny rollercoaster, który omal nie wyprowadził mnie z równowagi.
I w tym przypadku mamy do czynienia z adaptacją mangi Hana Yori Dango autorstwa Yoko Kamio. Warto wspomnieć, że Meteor Garden to również remake tajwańskiej dramy o tym samym tytule z 2001 roku. W główne role wcielili się: Shen Yue, Dylan Wang, Darren Chen, Caesar Wu i Leon Leong.
Serial liczy 49 odcinków, średnio po 40 minut każdy. Czynnik ten z jednej strony sprawiał, że oglądało mi się go dość szybko, a z drugiej tak duża ilość odcinków stworzyła pole do ciągłego rozbudowywania fabuły, a ta momentami przybierała wręcz absurdalny w mojej opinii obraz. Pewne wątki były mocno przeciągnięte bądź zbędne, a to sprawiało, że całość zaczęła mi się dłużyć. Chwilami byłam już zmęczona fabułą, a kolejne wydarzenia były do bólu przewidywalne. Nie zapomniałam jednak o plusach, bo dzięki tak wielu epizodom mogliśmy poznać dość dobrze każdego z głównych bohaterów. Każdy miał swoje "pięć minut".
Dong Shancai jest świeżo upieczoną studentką na jednej z uczelni w Szanghaju. Jej rodzina ma niewielką działalność gastronomiczną. Nie są zamożni, ale dochody pozwalają im na spokojne życie. Dziewczyna nie spodziewa się, jak bardzo zmieni się jej życie, gdy już pierwszego dnia na uczelni jej drogi skrzyżują się z grupą czwórki najzdolniejszych i najpopularniejszych studentów na uniwersytecie, nazywanych F4. W dzikim tłumie Shancai upuszcza telefon, a ten zostaje niechcący nadepnięty przez jednego z chłopaków. Daoming Si jednak nie poczuwa się do winy i ignoruje prośby dziewczyny o pokrycie strat. Ta jednak nie daje za wygraną. Incydent z telefonem zapoczątkowuje nowy rozdział w życiu studentki, pełen szczęścia i smutku, gwałtownych zawirowań, nieoczekiwanych zdarzeń oraz trudnych wyborów.
Shancai cechuje odwaga, pewność siebie i poczucie sprawiedliwości, podobnie jak jej koreańską odpowiedniczkę (post o Boys Over Flowers dostępny tutaj). Jednak polubiłam ją głównie za to, że była naturalną, prostą dziewczyną. I tutaj też ogromny plus dla chińskich twórców, że nie zrobili z niej dziwaczki. Shancai mimo trudniejszej sytuacji materialnej, nie brakowało klasy i taktu. Wiedziała, jak ma się zachować. To samo dotyczy jej rodziców, którzy nie starali się na siłę dopasować, udawać kogoś, kim nie są. Nie robili jej obciachu przy ludziach, kolokwialnie mówiąc. Dziewczyna nie odstawała też zbytnio od zamożniejszych znajomych. Nasi bogaci chłopcy owszem, zwracali na siebie uwagę i jednak te pieniądze były widoczne poprzez ich domy, auta, gadżety. Nie wyglądało to jednak jakoś nachalnie, krzykliwie czy kiczowato. Nie obnosili się ze swoim statusem społecznym, zachowywali się, jak typowa młodzież w ich wieku. Mieli ogromną świadomość, że ich pozycja jest efektem ciężkiej pracy rodziców i dziadków. Kontrast między warstwami społecznymi istnieje w tej dramie, jednak jest on mniej podkreślony, moim zdaniem. Odnoszę wrażenie, że może być to spowodowane czynnikami, jak chociażby otoczenie. Na uczelni chyba mniej zwraca się uwagę na strój, czy pochodzenie. Bohaterowie są też nieco starsi, to już nie licealiści. Są na pewno dojrzalsi, mają inne priorytety w życiu. Mimo to, nie zabrakło tu zabawnych sytuacji z powodu różnic klasowych. Chociażby moment, gdy Ah Si kupuje nowe sprzęty AGD do mieszkania Shancai, będąc zdruzgotanym stanem obecnych. Sam metraż lokum go szokował. Z drugiej strony podjął próbę życia bez luksusów, w wręcz spartańskich warunkach, chcąc być bliżej ukochanej.
Moją uwagę przykuł sposób, w jaki Chińczycy ugryźli tę historię. Wątek przemocy jest obecny, jednak skupia się on na głównej parze. Ah Si na początku uprzykrza Shancai życie, robiąc jej psikusy, obrażając przy ludziach. Z czasem dziewczyna zaczyna wzbudzać jego zainteresowanie, jednak to nie zatrzymuje machiny złych nawyków chłopaka. Co mi się podobało, Chińczycy ukazali F4, jako chłopaków z dobrych domów, wybitnych studentów, którzy wbrew krążącym o nich plotkom, nie znęcali się nad nikim, a wręcz świecili przykładem. Byli grupą przyjaciół, znali się od dziecka. Wspólnie spędzali czas i grali w karty na zawodach.
Trzeba wspomnieć koniecznie o relacji łączącej Shancai i Ah Si, bo przecież to ona jest głównym tematem dramy. Był to dla mnie wątek trudny do przełknięcia, bo choć mieli dobre, chwytające za serducho, pełne romantyzmu momenty, toksyczne zachowanie chłopaka, moim zdaniem je przyćmiewało. Ah Si był wredny dla Shancai, sprawiał jej wiele przykrości i grał na jej uczuciach, nie wspominając już sytuacji, gdzie cisnął nią o ścianę. Tłumaczył to miłością, z czasem też się zreflektował i nawet zachowywał, jak na kochającego partnera przystało. Nie można mu odmówić troski o Shancai i widać było, że szczerze ją kochał. Tak zakochanego bohatera w dramie chyba jeszcze nie widziałam. Mimo to, nie byłam w stanie polubić jego postaci, bardzo mnie denerwował (a mimo to płakałam na scenach w Londynie i serce mi pękało). Zadziwiała mnie też postawa Shancai, która znosiła humory chłopaka. Do dziś się zastanawiam, co ona w nim widziała?
Poruszmy też temat bohatera, który teoretycznie jest "tym drugim", ale czy w praktyce tak jest? Jeszcze długo po obejrzeniu dramy, zastanawiałam się nad tym, jaką rolę pełnił Lei w tej całej historii. To właśnie na niego Shancai zwróciła uwagę w pierwszej kolejności. Był kompletnym przeciwieństwem wybuchowego Ah Si - oaza spokoju, kulturalny, artystyczna dusza. Obydwojgu udało się nawiązać prawdziwie przyjacielską relację. Lei zawsze wspierał Shancai w trudnych chwilach, pocieszał ją, był dla niej miły, troskliwy. Twórcy dostarczyli nam też kilka romantycznych scen z tą dwójką. Chłopak z jednej strony niezainteresowany związkiem z młodszą koleżanką, ciągle pojawiał się między główną parą bohaterów, trochę nawet mącił i grał nieczysto. Sama miałam czasem problem, by poprawnie odczytać jego intencje. Doszłam jednak do wniosku, że Lei od samego początku miał stanowić rodzaj mostu między Shancai i Ah Si, który ich połączy. Uciekając się do niewielkich intryg, sprawiał, że obojgu zaczęło na sobie zależeć. Wzbudzał zazdrość w przyjacielu, by ten bardziej się starał. Zwracał uwagę Shancai nie tylko na zalety, ale i wady ukochanego, by ta dobrze przemyślała swoją decyzję. Osobiście bardzo polubiłam jego postać i nie ukrywam, że to jego widziałam u boku głównej bohaterki. Na końcu jednak cieszyłam się, że sprawy przybrały taki, a nie inny tor.
Często się spotykam z sytuacją, gdzie w dramach, szczególnie tych romantycznych, wątki postaci drugoplanowych wydają mi się ciekawsze. Tak też było i w tym przypadku. Z całej czwórki, to właśnie Ximen i Meizuo wydawali mi się bardziej dojrzali i poukładani. Byli też dobrymi doradcami, głosem rozsądku, którego tak bardzo potrzebowali przyjaciele, choć sami zmagali się z sercowymi dylematami. Jeden bał się kochać, drugi kochał bez wzajemności. Z zapartym tchem śledziłam ich losy, a relacje, które stworzyli, były zdrowsze, spokojniejsze.
Zakończenie, moim skromnym zdaniem, było jak nieśmieszny żart i nie wiem, co chcieli twórcy tym zabiegiem osiągnąć. Nigdy nie byłam tak poirytowana z powodu finału serialu. Czekałam na piękną ceremonię ślubną, stanowiącą wisienkę na torcie i rodzaj wytchnienia po pełnej przeszkód drodze do szczęścia. Dostałam jednak ogromny chaos, scenę od czapy, która nie wniosła nic do fabuły, a tylko podniosła mi ciśnienie. Coś, co powinno być w moim odczuciu jednym z najpiękniejszych wspomnień w życiu, przypominało koszmar senny. Miałam cały czas nadzieję, że to wszystko się Shancai śni. Mojej opinii nie uratował końcowy deszcz meteorytów, który był przepiękny. Gdyby nie ten ślub z horroru, całość oceniłabym bardzo wysoko. Wątek matki Ah Si i jej niechęci do Shancai też zakończono, w moim odczuciu za szybko i nijak. Dziwne, że tak zatwardziała kobieta zmieniła momentalnie zdanie o wybrance syna, gdy ten znalazł sposób na uratowanie rodzinnej firmy.
Meteor Garden jest wciągającym romansidłem, które dostarczy z pewnością wiele frajdy podczas seansu. Spora dawka humoru, słodyczy, ale też i dramatu, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Czasem brak mi było logiki w poczynaniach bohaterów. Ogromnym plusem dramy jest soundtrack, który idealnie wpasowywał się w fabułę. Fakt, iż piosenki są wykonywane przez aktorów odgrywających główne role, był dla mnie ogromnym zaskoczeniem i czyni OST jeszcze bardziej wyjątkowym. Mogę z czystym sercem polecić Wam tę dramę, jeśli szukacie czegoś nieskomplikowanego, uroczego lub chcecie zacząć oglądać dramy z innych krajów, niż Korea Południowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz