Czas powrócić do "2022 K-Drama Challenge", w którym recenzuję wybrane przez Was koreańskie seriale. Drugi post z tej serii poświęcę produkcji, która swą niezwykłą formą przykuła moją uwagę. Mowa oczywiście o Yumi's Cells, a dokładniej o jej pierwszym sezonie.
Długo zwlekałam z obejrzeniem tej dramy, ale co niektórzy z Was wiedzą, że od dawna chciałam ją zobaczyć. Odblokowany pierwszy sezon za darmo na Viki okazał się idealną motywacją.
Yumi's Cells jest kolejną k-dramą nakręconą na podstawie webtoonu. Zauważyłam, że jest to dość częste zjawisko i niestety (a może i stety?) w tym momencie odzywa się moje drugie ja, czyli mól książkowy. I zaczynam porównywać oryginał do ekranizacji, włącza mi się sceptycyzm, czepiam się różnic. Webtoonu trochę liznęłam, a że jest on dość długi, nie przeczytałam go jeszcze do końca. Udało mi się wyrobić sobie opinię, ale dzisiaj skupię się na serialu.
W role głównych bohaterów wcielili się Kim Go Eun (powinna być Wam znana m.in z roli panny młodej Goblina) oraz Ahn Bo Hyun (Itaewon Class, My Name). Od pierwszej chwili uznałam, że taki dobór obsady był strzałem w dziesiątkę, gdyż tych dwoje niemal idealnie odzwierciedlało swoje rysunkowe oryginały. Wizualnie też mi do siebie pasowali, miło mi się na nich patrzyło. Fani idoli-aktorów również znajdą tu coś dla siebie, gdyż w skład obsady wchodzą również Choi Min Ho z SHINee oraz Park Jin Young z GOT7.
Świat przedstawiony w tej dramie jest czymś, co moim zdaniem przyciąga widza i nadaje jej pewnej magii, bajkowości. Akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, dobrze nam znana, niczym się nie wyróżniająca. Mamy bohaterów, ich codzienne życie. Druga, i tu już robi się ciekawiej, to kraina komórek, znajdująca się w głowie naszych bohaterów. Możemy dokładnie zobaczyć, jak działa ich umysł, w zależności od tego, co się dzieje w ich życiu. W dzieciństwie oglądałam taki serial animowany pt. "Było Sobie Życie". Tam wszystko, co wchodzi w skład naszego ciała, czy też tylko gości w nim na chwilę, przedstawiono jako spersonifikowane postaci. I tutaj również przeprowadzono ten zabieg, przedstawiając komórki, jako małe ludziki mieszkające w naszej głowie i czuwające nad nami. Ten akcent pozwolił mi wrócić wspomnieniami do słodkiej przeszłości i puścić wodzę fantazji. Może i wewnątrz mnie mieszkają jakieś ludziki?
Twórcy umiejętnie przenieśli tę część fabuły komiksu na ekran, a połączenie serialu aktorskiego z animacją nadała całości świeżości i uroku. Komórki wnosiły dużo pozytywnej energii, bawiły do łez i potrafiły sprawić, że człowiekowi się robiło cieplej na sercu. Owszem, miały też swoje wady i niepotrzebnie komplikowały pewne sprawy, czym potrafiły wyprowadzić widza z równowagi. Dało nam to obraz stereotypowych wręcz, dobrze nam znanych zachowań. Mężczyźni są prości, praktyczni, działają schematycznie, bardziej logicznie (o ironio często nie rozumiałam logiki Woonga). Kobiety zaś to romantyczki, podchodzą do życia bardziej emocjonalnie, przywiązują wagę do szczegółów. Drama ta daje nam możliwość spojrzenia w głąb bohaterów, ale też wewnątrz nas samych. Często przyłapywałam się na myślach typu "jejku, ja też tak mam, ja rozumiem, co X czy Y czuje". Teraz też już wiem, dlaczego jest w romansach tyle zbędnych nieporozumień między bohaterami. Po prostu w świecie komórek dochodzi do jakiegoś zwarcia lub jakaś komórka dopuściła się samowolki :)
O samej relacji bohaterów nie mam wiele do powiedzenia. Byli na swój sposób uroczy, nie zabrakło również romantycznych scen przyprawiających o szybsze bicie serca. Odniosłam jednak wrażenie, że fabuła skupiona była w tym przypadku na przedstawieniu takiej typowej rutyny i stopniowym rozwoju relacji. Dużym plusem, moim zdaniem było pokazanie, że nie zawsze jest miło i kolorowo, a żenujące sytuacje się zdarzają w każdym związku. Samo zakończenie pozostawiło jednak we mnie uczucie pewnego niedosytu. Ostatnie odcinki dość mocno mi się dłużyły i nie wnosiły moim zdaniem istotnych szczegółów do fabuły. Akcja wyraźnie zwolniła, a wypełniacze kompletnie odwróciły moją uwagę od najważniejszego wątku, czyli od Yumi i Woonga. Z początku nie wiedziałam, dlaczego właściwie się rozstali. Pomysł ten pojawił się w głowie Yumi dość nagle i nie rozumiałam go. Teraz jednak myślę, że zanosiło się na to od samego początku. Z każdym dniem na jaw wychodziły kolejne różnice dzielące tę dwójkę. Mieli zupełnie odmienne spojrzenie na przyszłość, różne priorytety w życiu. Yumi pragnęła stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Chciała wreszcie znaleźć kogoś, z kim stworzy udany związek, rodzinę. Woong zaś cenił sobie własny komfort i wolność. Lubił się spotykać z Yumi, ale nie był gotów się zaangażować. Myśl o ślubie go paraliżowała. Dziewczyna także sprawiała wrażenie dojrzalszej od chłopaka. Myślę, że dobrze się stało. Yumi wyniosła z tego związku doświadczenia, które uczyniły ją silniejszą. Twórcy odeszli od obrazu burzliwego rozstania, a postawili na pokojowe zakończenie pewnego rozdziału w życiu bohaterów. Ma to swoje plusy!
Yumi's Cells to pozycja idealna, jeśli chcecie obejrzeć coś spokojnego, lekkiego i uroczego, z dawką dobrego humoru. Oglądało mi się dość przyjemnie, a moja wewnętrzna romantyczka była zadowolona. Mimo wszystkich plusów, jakimi broni się ta drama, nie wiem, czy zechcę do niej wrócić i obejrzeć drugi sezon. Brakuje mi w niej czegoś, co by mnie zachęciło do śledzenia dalszych losów Yumi. Oceniam ją na 8/10 i myślę, że może się spodobać entuzjastom lekkich romansów i niecodziennych połączeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz