Nie jestem typem k-dramowiczki, oglądającym po kilka tytułów na raz, bo zwyczajnie nie mam na to czasu i jak już się zagłębię w jakąś historię, lubię się jej poświęcić w całości. Mimo to, chwalę w duchu Netflixa za wrzucanie odcinków poszczególnych dram raz w tygodniu. Dzięki temu mogę obejrzeć coś dodatkowo i nie odrywać się od tego, co już zdążyłam zacząć. Tak też spędzałam jesienne weekendy z trzema siostrami, wciągniętymi do niebezpiecznej gry jednej z bogatych, wpływowych rodzin - bohaterkami koreańskiej dramy Little Women.
Gatunkowo zaliczyłabym ją do thrillerów, nie brakuje tu też akcji i dramatu. Serial liczy 12 odcinków, trwających ponad godzinę. Cieszę się, że twórcy postawili na krótszą serię. W ten sposób uniknięto niepotrzebnego przeciągania, a tyle wystarczyło, by opowiedzieć ciekawą historię, zachowując to, co najważniejsze. Osobiście jestem zdania, że thrillery i kryminały powinny być krótsze, niż romansidła i okruchy życia. Skomplikowane sprawy są interesujące i jak najbardziej pożądane, ale potrzebna jest też pewna konsekwencja, zwięzłość, by się nie pogubić i nie przekombinować fabuły. Obsada również stanowi duży plus tej produkcji. W główne role wcielili się m.in. Kim Go Eun (Goblin; Yumi's Cells), Nam Ji Hyun (100 Days My Prince), Park Ji Hoo (All Of Us Are Dead), Wi Ha Joon (Squid Game; Romance Is A Bonus Book; 18 Again), Uhm Ki Joon, Uhn Ji Won i Kang Hoon (The Red Sleeve).
Już po pierwszych dwóch odcinkach zauważyłam coś znajomego w stylu tej dramy. Budowa napięcia, liczne niespodziewane zwroty akcji, bardzo przypominały mi ukochanego Vincenzo (choćby scena na wiecu wyborczym, gdzie wyświetlono pewne nagranie, przywołała wspomnienie wylanej farby na prezesa Janga). Pewnie też dlatego pod tym względem produkcja przypadła mi do gustu. Z początku próbowałam analizować fabułę, razem z bohaterami dociekać prawdy. W pewnym momencie jednak się poddałam, gdyż twórcy, niczym Filip z konopi wyskakiwali z czymś, co wywracało świat naszych protagonistek do góry nogami, a mi, jako widzowi burzył tezę, tworzoną godzinami w głowie. Serial bez wątpienia potrafi przytrzymać w napięciu, a tak zawiłej intrygi dawno nie widziałam w dramie. Pod tym względem spełniła moje oczekiwania.
Czytałam kilka opinii o naszych głównych bohaterkach, głównie niepochlebnych, które jestem w stanie zrozumieć. Siostrom było daleko do ideału, a ich zachowanie mogło irytować. Z pewnością dziewczyny miały więcej szczęścia niż rozumu, działały impulsywnie, nierozsądnie, co się na nich mocno odbijało. Naiwność In Joo była powalająca, chwilami aż niewiarygodna dla mnie. In Kyung można pochwalić za zawziętość, jaką się ceni u dziennikarzy i poczucie sprawiedliwości, jednak odniosłam wrażenie, jakby najpierw robiła, a potem myślała. In Hye, bardziej z boku, choć wciąż obecna w całej historii. Podczas gdy siostry borykały się ze swoimi problemami, ona prowadziła własną misję, co jakiś czas im pomagając. Myślę jednak, że dziewczyny właśnie takie miały być. Łatwowierne, lekkomyślne, trochę też jak dzieci we mgle. Nadawało to fabule pewnego dramatyzmu. Z pewnością stanowiły idealny cel, jednak ich przeciwnicy nie przewidzieli jednego. Kiedy oni ryzykowali pieniędzmi, karierą i dobrą opinią, siostry nie miały do stracenia praktycznie nic. To czyniło je znacznie silniejszymi niż ktokolwiek by się spodziewał.
Twórcy wrzucili nasze bohaterki na głęboką wodę w obcym dla nich świecie bogactwa i władzy. Byłam pod wrażeniem intrygi, w jaką zostały wplątane, jej ogromu i samego pomysłu na nią. Sprawa torby z brudnymi pieniędzmi szybko ewoluuje w serię tajemniczych śmierci, a jej korzenie sięgają daleko w przeszłość, w grę wchodzi też polityka. Element rodem z kryminałów - orchidea zostawiana przy ciałach zmarłych uważam za duży plus fabuły, nadający jej tajemniczości, jeszcze bardziej mrocznego klimatu. Skoro mamy intrygę, musi być też czarny charakter. Tutaj mamy ich co najmniej dwoje i to bardzo wyrazistych, zapadających w pamięć. Zarówno Park Jae Sang, jak i jego żona Won Sang Ah zdumiewali mnie swoim brakiem skrupułów i sumienia. Kobieta w swoim psychopatycznym szaleństwie (i tu znowu będzie nawiązanie do Vincenzo) bardzo mi przypominała prezesa Janga. Było mi jedynie szkoda ich córki, na którą mieli wręcz destrukcyjny wpływ. Dorastanie w tak dysfunkcyjnej rodzinie, dziewczyna przypłaciła zdrowiem.
Dramę jak najbardziej polecam, bo miała w sobie to, co lubię. Trzymała w napięciu, zaskakiwała zwrotami akcji, zachęcała mnie do zagłębienia się w zagadkę, a tego na tamtą chwilę potrzebowałam. Pod tym względem serial trzyma, moim zdaniem, przyzwoity poziom. Fabuła kupiła mnie na tyle, bym była w stanie przymknąć oko na ewentualne wady głównych bohaterek. Jeśli szukacie czegoś mroczniejszego, tajemniczego, z lekkim dreszczykiem i chcecie odpocząć od romansów i sielankowych klimatów, Little Women mogą Wam przypaść do gustu. Oceniłam na mocne 8/10, głównie za ciekawą historię. O tym, czy jest to serial dla Was, musicie przekonać się sami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz